Po co nam biali czarodzieje?
2 stycznia 2017
8

„Medycyna wielowymiarowa” jest jedną z licznych metod uzdrawiania życia i jego wielu wymiarów.

Poszłam do Mariny Mockałło i Bogusława Artura, bo poczułam, że tracę wiarę w swoje możliwości, że nic nie wychodzi tak dobrze, jak kiedyś. Brakowało mi energii i chęci do działania. Wszystko stało w miejscu i żadne próby zmian nie przynosiły rezultatu. Czułam, że schodzę powoli po drabinie życia, bardzo wolno, ale jednak schodzę.

A trafiłam do gabinetu, jak wszyscy, przez przypadek pomieszany z ciekawością. Marina i Bogusław od ponad dwudziestu lat zawodowo zajmują się uzdrawianiem. Uzdrawianiem życia jako całości – od zdrowia fizycznego po los. Ich specjalność to medycyna wielowymiarowa. Nazwałam ich czarodziejami, żeby nie nazywać bioenergoterapeutami, szamanami. Przez lata swojej działalności pomogli dziesiątkom ludzi odzyskać zdrowie, szczęście, stabilność finansową, powodzenie w sferze miłosnej i zawodowej.

„Po zabiegu poczułam się lekka, jakby zdjęli ze mnie ciężar, który nosiłam przez lata i który nie pozwalał mi cieszyć się życiem.” – mówi Dagmara, która wizytę w gabinecie Mariny i Bogusława wspomina jako największy życiowy przełom. „Zaczęłam oddychać. Wcześniej czułam się zagubiona, miałam poczucie winy i nie widziałam w życiu sensu, byłam zmęczona i przygnębiona. Po wyjściu z ich gabinetu poczułam energię i ogromną wdzięczność za to, że żyję”.
Dagmara dowiedziała się rzeczy oczywistej – musi sama wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Taka diagnoza wydaje się banalna, jednak okazała się rozwiązaniem wszystkich życiowych problemów. Prosta wskazówka podziałała na Dagmarę jak cudowny balsam, tym bardziej, że Bogusław i Marina oczyścili swoją pacjentkę z negatywnych energii, co ułatwiło jej zmianę postępowania. Dziś, po kilku latach, które upłynęły od wizyty, Dagmara z korporacji uciekła w stronę jogi i fotografii. Mówi o sobie, z przekonaniem – jestem szczęśliwa.

Twórczynią metody medycyny wielowymiarowej, którą wykorzystują w swojej pracy Marina z Bogusławem, była Ludmiła Puczko, rosyjska doktor nauk technicznych i fizyk, która 40 lat poświęciła na badania energetyki i wibracji ludzkiego organizmu. Jej książkę zatytułowaną Medycyna Wielowymiarowa przetłumaczyła na język polski właśnie Marina Mockałło.

Medycyna konwencjonalna na wiele cywilizacyjnych chorób nie znalazła jeszcze skutecznego lekarstwa. Lekarze latami leczą swoich pacjentów, często z miernym rezultatem. Nie zdają sobie sprawy, że prawdziwy problem leży w czymś, czego nie widać – czyli w chorej duszy.

Według medycyny wielowymiarowej człowiek, oprócz ciała fizycznego, czyli tego, co możemy dotknąć, posiada również sześć innych ciał niewidocznych gołym okiem (odpowiadają one za nasze myśli, los, uczucia, energię, a także duchowość). By osoba czuła się w pełni zdrowa i szczęśliwa, przez jej cały organizm musi przepływać wyłącznie dobra energia. Aby tak się działo, żadne z siedmiu ciał nie może być uszkodzone przez negatywne czynniki, nazywane przyczynami choroby. Mogą nimi być nasze złe postępowania, które religie nazywają grzechami, a także nieżyczliwy stosunek ludzi do nas. Złe oko, klątwa, przekleństwo, urok, zazdrość czy opętanie przyczyniają się do niepowodzeń i chorób, także śmiertelnych.

Dzięki medycynie wielowymiarowej w łatwy i bezbolesny sposób można odnaleźć każde takie uszkodzenie i usunąć je, co gwarantuje szybki powrót do zdrowia, a także poprawę sytuacji finansowej, relacji w związkach czy zerwanie z nałogiem. Okazuje się, że nie trzeba długotrwałych psychologicznych terapii ani kuracji drogimi lekarstwami aby zmienić swoje nastawienie i wyzdrowieć.

Moje spotkanie w gabinecie rozpoczyna Bogusław, siwy kucyk sugeruje hippisowską przeszłość. Zaczyna tłumaczyć mi sens życia, podczas gdy skupiona na swoich papierach i diagramach Marina już wzięła się do roboty. Za chwilę dowiaduję się, że moja energia sprawcza, czyli poziom skuteczności moich działań w różnych sferach życiowych, osiągnęła poziom bliski zera. Ale czy musiałam iść do „białych czarodziejów”, żeby się o tym dowiedzieć? Nie! Ale żeby to sobie uświadomić – na pewno tak!

Inną osobą, która przekonała się o skuteczności medycyny wielowymiarowej jest Dominika, psycholożka ze Śląska. Pracuje w znanej firmie doradczej, cały czas się kształci poszerza wiedzę. Nigdy nie narzekała na brak klientów i zleceń, pracowała dla dużych firm, ale od jakiegoś czasu jej telefon złowrogo milczy. „Tak, jakby ktoś nakrył mnie czapką niewidką„- mówi. Do Mariny i Bogusława trafiła tak jak wszyscy – przez przypadek. Najpierw dowiedziała się o nich, potem nadarzyła się okazja i los sam skierował ją prosto do ich gabinetu. Tam dowiedziała się, że duchowo jest niezwykle rozwinięta, ale jest ktoś, kto stara się zaszkodzić firmie, z którą współpracuje, a przy okazji uniemożliwia jej rozwinięcie własnej kariery. Dominika poczuła się zaskoczona taką diagnozą jej sytuacji zawodowej. Czy w XXI wieku ktoś nakłada jeszcze klątwy i mają one tak znaczący wpływ na życie? Okazuje się, że tak! Marina tłumaczy, że klątwa jest przecież zwykłą kradzieżą. Jedni wolą zarobić, inni ukraść. Jedni rozwijają się sami, inni bazują na niszczeniu konkurencji. „Energia też jest rodzajem bogactwa, które można sobie przywłaszczyć” – mówi Marina, a potem dodaje – „biznes najłatwiej jest zniszczyć uderzając właśnie w kobiety, w ich energię. Kobiety są siłą twórczą, motorem rozwoju i wzrostu. Dzięki ich energii nie tylko rodzą dzieci, ale prosperują firmy i biznesy”. Dlatego właśnie „ciemni”– tak Marina i Bogusław nazywają specjalistów od czarnej magii, czyli rzucania złych energii na innych– celują właśnie w kobiety. Jeżeli biznesmenowi zniszczy się kobietę, z którą jest związany, albo chociaż sam związek, jego firma długo nie przetrwa. Przykładem może być pracodawca Dominiki, który niedawno się rozwiódł, a swoją firmę musiał sprzedać.
Sama Dominika także dostała prztyczka w nos od „ciemnych”. Po zabiegach, które zdjęły z niej klątwę, poczuła, że powinna zatroszczyć się również o los swego pracodawcy. Następnego dnia okazało się, że kobieta właściwie nie może wstać z łóżka. Skontaktowała się z Mariną i dowiedziała się, że ma energię stulatki. Potem z minuty na minutę ustawały zawroty głowy, a po godzinie minęła słabość. Dominika szczerą chęć pomocy szefowi przypłaciła własnym zdrowiem. Nie wiemy, co komu pomaga, dlatego pozornie pomagając komuś możemy w rezultacie zaszkodzić sobie. Dominika zrozumiała to ostrzeżenie.

Joanna razem z mężem są właścicielami dużej firmy włókienniczej. O ile kilkanaście lat temu biznes kręcił się właściwie sam, o tyle dziś, żeby funkcjonować trzeba być o krok przed konkurencją. W firmie to Joanna jest pomysłodawczynią i wizjonerką. I dlatego też to ona padła ofiarą działań konkurencji. Od kiedy zatrudniła w swoim zakładzie człowieka z polecenia innej firmy, wszystko zaczęło się psuć. Kiedyś wielkie zadania były dla niej bułką z masłem, teraz wybudowanie nowego domu stało się wyzwaniem, któremu nie mogła podołać. Była zniechęcona i rozdrażniona. Joanna któregoś dnia obudziła się z takimi zmianami na skórze, że nie mogła pokazywać się publicznie. Bolało ją całe ciało, a na ręce i plecy pokryte były ranami. Marina, która pracowała nad powrotem do zdrowia swojej klientki, rozpoznała w tym działania nieżyczliwych jej osób z konkurencji. Dziś Joanna wygląda świetnie i twierdzi, że dzięki spotkaniu z „czarodziejami” poczuła dotyk duchowości. „ Od czasu zabiegów pani Mariny zauważyłam, że ludzie po prostu zaczęli do mnie lgnąć, że dostałam dawkę energii, która przyciąga innych jak magnes. To jest dla mnie ciągłym zaskoczeniem, to wielka wartość zarówno w życiu, jak i w biznesie. Ja sama zrozumiałam, że warto żyć świadomie i rozwijać się na wielu poziomach, że to się po prostu też opłaca, że warto żyć dobrze”.

Tymczasem Bogusław dalej opowiada mi o energiach, o życiu i o śmierci, a Marina wciąż nie podnosi na mnie wzroku, bo wahadło wskazuje jej kolejne znaki na specjalnych diagramach służących do analizy stanu zdrowia. Dowiaduję się o sobie rzeczy coraz gorszych – jestem zwykłym leniem. „Czarodziejka” sunie po mnie dalej: zbytnie przywiązanie do pieniądza – mówi pod nosem. „No tutaj, to już przesadza” – myślę – „jakiego pieniądza, tego, którego nie mam?” Zawsze skupieni na pieniądzu wydawali mi się ludzie bogaci. Ale im dłużej myślę o tych słowach, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że rzeczywiście z powodu trudności finansowych coraz trudniej mi rozstawać się z pieniędzmi.

Marina i Bogusław twierdzą, że ich metoda przynosi skutek tylko wtedy, gdy pacjent jest gotów zmienić swoje podejście do życia, pożegnać się ze złymi nawykami i osądzaniem innych ludzi. Procesowi uzdrawiania towarzyszy głęboka refleksja nad sobą samym i swoim postępowaniem. Grzesznika nie uzdrawia pokuta, ale świadomość siebie i rozwój. Natomiast niezwykłą pomocą ze strony „czarodziejów” jest usunięcie negatywnych wibracji, czyli przyczyn uszkodzeń organizmu, jakie człowiek nazbierał w przeszłości. Dopiero wtedy pacjent czuje się na siłach, by zmienić dotychczasowe życie, a jego los, finanse i zdrowie znacznie się poprawiają.

Po postawieniu diagnozy, zaczyna się właściwy zabieg oczyszczający, podczas którego mam powtarzać słowa recytowane przez Bogusława. Trwa to dość długo, ale z grubsza chodzi o te słowa, które dzieciom wmawia się jako magiczne – dziękuję, przepraszam. I tutaj staje się ze mną coś, czego się nie spodziewałam. Z oczu zaczyna płynąc potok łez nie do opanowania, nie do powstrzymania. Potem jakieś zdanie grzęźnie mi w gardle i nie może wyjść i chociaż naprawdę się staram, wydaję z siebie jakiś nędzny bełkot. Bogusław naradza się z Mariną – chyba musimy pójść głębiej? No więc idą głębiej, a ja razem z nimi. I tak dochodzimy do końca. Który jest dopiero początkiem. Na tym początku odzyskuje się zaufanie do życia, do świata i stabilność, która pozwala ruszyć z miejsca pewnym krokiem i rozpocząć nowe życie.

Dokąd pójdziesz potem, co zmienisz i jak będziesz żyć – zależy już tylko od ciebie – i po to właśnie są czarodzieje.

Zuzanna Pol

Dodaj komentarz